Jeśli kwota należnego podatku nie przekracza pięciokrotności minimalnego wynagrodzenia w danym roku, to skarbówka uzna to za wykroczenie. W pierwszej połowie 2023 roku minimalne
Zanim poznasz powody, dla których warto mieć wirtualną skrytkę pocztową, wyjaśnimy czym właściwie jest wirtualna skrytka pocztowa. Wirtualna skrytka pocztowa to usługa oferująca stały adres korespondencyjny i przesyłająca przychodzącą pocztę do wirtualnej skrytki, do której masz dostęp za pomocą internetu z każdego miejsca
Jak zrobić kompa nie do wykrycia-Poradnik. Free discussions not related directly to the topic of the forum. 1 post • Page 1 of 1. Status:
W skrytce bankowej nie można przechowywać substancji wybuchowych i radioaktywnych, broni, narkotyków, artykułów ulegających zepsuciu, przedmiotów pochodzących z przestępstwa. Skrytka bankowa kosztuje od kilkuset do dwóch tysięcy złotych rocznie. W Polsce mało jest wolnych skrytek w bankach, konkurencyjnie do banków działają
Do korzystania ze skrytek sejfowych w bankach uprawniona jest każda osoba fizyczna, która posiada pełną zdolność do czynności prawnych. Ze schowków bankowych mogą także korzystać przedsiębiorcy, firmy i korporacje. Co ciekawe, tak samo jak w przypadku wspólnego konta bankowego, skrytka może mieć kilku właścicieli.
Do poradnika Jak zrobić skrytkę na klucze od domu przypisano następujące tagi: skrytka ukrywanie klucze schować gadżety skrytkę skrytka przed domem ukrywanie klucza klucze od domu Skomentuj poradnik
wVMDSs. Niby zwykłe półka, ale w środku ukryta jest szuflada, w której możesz trzymać ważne rzeczy :) Prawda, że sprytna? Jako schowek można wykorzystać również kontakt w ścianie. W internecie można znaleźć gotowe kontakty-schowki, które wystarczy zamontować :) Obraz to chyba najbardziej znany sposób na schowanie sejfu. Ale umówmy się, mało który złodziej będzie spodziewał się, że macie w domu sejf schowany za obrazem – takie rzeczy przecież tylko w filmach :) Za obrazem również możecie schować klucze lub inne ważne rzeczy :) Trzeba pamiętać tylko o znalezieniu odpowiednio grubej ramki pustej w środku lub samodzielnie taką zrobić. Czasami chcemy coś schować bo po prostu brzydko to wygląda. Np. router stojący na szafce w salonie. Zobaczcie jak można zrobić z okładek książek osłonę na takie rzeczy. Wygląda bardzo fajnie :) Jako schowek możecie wykorzysta kanały wentylacyjne, które każdy z nas ma w swoim domu :) Możecie również zrobić drugie dno w jakiejś z szuflad. W tym przykładzie jest to szafka kuchenna, a jako uchwyt zostały przyklejone przyrządy kuchenne. Tylko wy będziecie wiedzieć, który złapać :) Zazwyczaj szafki kuchenne stoją na nóżkach, a z przodu mają jedynie przykręconą maskownicę aby nie było widać brzydkiej szpary. Można ją zrobić na kołki lub po prostu na rzep i z pustej przestrzeni pod szafkami zrobić schowek :) A to już pomysł wymagający większej pracy, ale z pewnością nie do wykrycia przez złodzieja. Mamy nadzieję, że te pomysły Ci się podobały. Jeśli tak będzie nam bardzo miło jeśli udostępnisz je swoim znajomym na Facebooku :)
Kierowca ciężarówki tuż po zatrzymaniu do kontroli, aby ukryć nielegalne urządzenie, znalazł nietypową skrytkę. Magnes ukrył… w dziupli drzewa w pobliżu którego zatrzymał samochód. Patrol policji zatrzymał do kontroli przedsiębiorcę, który przewoził artykuły przemysłowe z Bydgoszczy do Lubawy. Kiedy jednak wyszło na jaw, że kierowca ingerował w pracę tachografu, na miejsce wezwano kujawsko-pomorskich inspektorów ITD. Przedsiębiorca nie miał przy sobie urządzenia, którym zakłócał pracę tachografu. W końcu przyznał się inspektorom, że zaraz po zatrzymaniu go do kontroli, schował magnes w dziupli drzewa, które stało przy jego ciężarówce. Inspektorzy zabezpieczyli magnes jako materiał dowodowy. Wobec przewoźnika i osoby zarządzającej transportem w przedsiębiorstwie wszczęto także postępowania administracyjne zagrożone karami finansowymi. (opr. MM)Fot. ITD
Siemanko! Witam w dzisiejszym poradniku. Każdy z nas ma gadżety i inne rzeczy, co chciałby dobrze schować. Ale jak i gdzie stworzyć fajną skrytkę? Dzisiaj pokażę Wam pięć różnych sposobów na zrobienie skrytek nie do wykrycia. Dowiecie się jak do tego wykorzystać stare baterie i inne gadżety do zrobienia domowego sejfu. Zapraszam serdecznie do oglądania dzisiejszego odcinka i zachęcam wszystkich, którzy zastanawiają się gdzie schować pieniądze do zrobienia skrytek w domu. Jeżeli chcecie zobaczyć moje pozostałe filmy, w których pokazuję inne pomysły do domu to koniecznie zerknijcie na mój kanał. Pamiętajcie także o kliknięciu w przycisk subskrybuj. Jest to jedyna możliwość abyście byli na bieżąco informowani o moich najnowszych odcinkach. Czekam na łapki w górę i komentarze, a także udostępniajcie ten poradnik gdzie tylko jest to możliwe. Dzięki i pozdrawiam. ----------------------------------------- Zapraszamy do odwiedzania naszej strony i do zapoznania się z kilkoma filmami, które znajdziecie między innymi na naszej stronie: Zerknijcie koniecznie jak zrobić projektor dyskotekowy, dzięki któremu na każdej imprezie będziecie mogli mieć genialne efekty świetlne: Chcecie dowiedzieć się jak zrobić polewaczkę do drinków? Jeśli tak to koniecznie spójrzcie na ten film: Nie wiecie co zrobić abyście mieli zawsze świeże chipsy i inne produkty pakowane w foliowych woreczkach? Zobaczcie jak zrobić zgrzewarkę do folii:
Sztabka złota, biżuteria, dysk zewnętrzny z wrażliwymi danymi, portfel sprzętowy do przechowywania kryptowalut – to pierwsze pomysły, jakie przychodzą mi do głowy w związku z pytaniem o sens wynajęcia skrytki bankowej. Niedawno zainteresowałem się tym tematem, który funkcjonuje jakby na uboczu i stosunkowo mało osób wie, że taka możliwość istnieje. Skrytka bankowa to naprawdę fajny sposób na to, aby przechowywać coś bardzo cennego w bezpiecznym miejscu, zamiast np. w domu. Sprawdziłem więc, czy wynajęcie skrytki jest trudne i ile to właściwie kosztuje. Zapraszam do lektury. Jak wynająć skrytkę bankową?Co oczywiste, najpierw trzeba znaleźć bank, który udostępnia takie skrytki swoim klientom. Wbrew pozorom nie jest to takie proste. Spędziłem sporo czasu na poszukiwaniu informacji o dostępności prywatnych sejfów w polskich bankach i… jestem w kropce. Okazuje się, że ta usługa jest w naszym kraju marginalna, oferują ją tylko wybrane banki i to nie byle komu. Ale po wynajęcia skrytki bankowej są proste. Może się o to ubiegać pełnoletnia osoba fizyczna, firma lub osoba prawna. Nie trzeba też być polskim rezydentem. Bank wynajmie skrytkę także obcokrajowcowi lub emigrantowi, o ile ten wylegitymuje się paszportem. Mieszkaniec Polski musi natomiast przedstawić dowód znalezieniu wolnej skrytki pozostaje już tylko podpisanie umowy z bankiem. I tutaj pojawia się ważna kwestia: umowę taką może zawrzeć więcej osób, np. małżeństwo. Istnieje również możliwość wskazania pełnomocnika. Wówczas wszystkie strony umowy będą dysponować kluczami lub kartą magnetyczną do wiedzieć: Nad wyborem pełnomocnika należy się bardzo dobrze zastanowić, ponieważ jego późniejsze odwołanie jest równoznaczne z koniecznością wymiany zamka w skrytce, za co zapłaci tego momentu wszystko idzie dobrze. Jest tylko jeden mały problem. W praktyce wynajęcie skrytki bankowej niemal graniczy z cudem. Dlaczego? Z dwóch powodów:Zdecydowana większość skrytek jest już zajęta, a bankom nie opłaca się uruchamiać nowych;Nawet jeśli jakaś skrytka się zwolni, jest natychmiast przejmowana przez osobę z listy rezerwowej;Warto bowiem wiedzieć, że banki nie wynajmują skrytek byle komu. Z uwagi na ich mocno ograniczoną dostępność, sejfy są traktowane w kategorii usługi luksusowej i oferowane niemal wyłącznie w ramach tzw. private banking. Oznacza to, że skrytki rezerwuje się dla najważniejszych (najbogatszych) klientów, na których bankom najbardziej skrytki oferują także zagraniczne banki. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby np. wynająć sobie taki prywatny sejf w banku czeskim czy niemiecki (ciekawa opcja dla osób mieszkających blisko granicy). Dużą popularnością cieszą się też skrytki w bankach szwajcarskich, które gwarantują najwyższy poziom jednak problemem jest to, że w Szwajcarii obowiązują dość wysokie stawki (nawet kilka tysięcy franków rocznie), a ponadto często od klienta wymaga się też założenia konta, co z kolei oznacza konieczność osobistego stawienia się w banku. Poza tym szwajcarscy bankierzy cenią sobie współpracę z klientami „z wyższej półki” i jest mało prawdopodobne, aby zwykły Jan Kowalski miał jakiekolwiek szanse na wynajęcie sejfu w banku w Genewie czy Zurychu. Znacznie ciekawszą opcją jest więc oferta banków w Czechach, Niemczech czy na Litwie, gdzie można się spotkać ze skrytkami dostępnymi w systemie 24/7 (w Polsce nie ma o tym mowy).Jakie przedmioty można przechowywać w skrytce bankowej?Od razu uprzedzam: zapomnijcie o tym, co widzieliście w amerykańskich filmach sensacyjnych. Regulamin udostępniania skrytek bankowych bardzo jasno określa, czego nie można w nich trzymać. Zakazane przedmioty to wybuchowe i radioaktywne;Broń;Narkotyki;Produkty, które mogą się zepsuć (np. żywność);Wszelkie przedmioty pochodzące z przestępstwa;Tyle teoria. W praktyce jednak nikt nie sprawdza, co też klient umieścił w skrytce – bank bazuje na deklaracji. Dostęp do skrytki ma bowiem wyłącznie klient lub upoważniona przez niego osoba. Wygląda to tak, że po podpisaniu umowy i odebraniu kluczy, klient wchodzi do skarbca z pracownikiem banku, a następnie zostaje sam w specjalnym pomieszczeniu. De facto może więc umieścić w skrytce co mu się żywnie należy wcześniej poinformować bank, co właściwie zamierzamy trzymać w depozycie. Od tego zależy przydzielenie konkretnej skrytki (występują sejfy o różnej pojemności). Zwykle osoby wynajmujące skrytki bankowe przechowują w nich kosztowności, gotówkę, dokumenty, dzieła sztuki, produkty kolekcjonerskie czy – to ostatni „krzyk mody” – portfele sprzętowe i papierowe do ze skrytki w bankuJak już wspomniałem, dostęp do skrytki bankowej ma wyłącznie jej najemca, upoważniony przez niego pełnomocnik, ale także bank. Regułą jest, że drugi klucz do sejfu (nazywany „matką”) zawsze zostaje w placówce bankowej. Gdy klient przychodzi do banku i prosi o udostępnienie skrytki, musi mu towarzyszyć specjalnie oddelegowany pracownik. Nie ma możliwości otwarcia sejfu tylko jednym kluczem – potrzebny jest też ten, który przechowuje procedura otwarcia skrytki także jest wyjątkowo podniosła. Jako pierwszy klucz w zamku zawsze umieszcza pracownik banku. Odwrotnie jest podczas zamykania – wówczas to klient pierwszy przekręca klucz. Każdorazowe otwarcie skrytki jest również odnotowywane w bankowym istotną informacją jest to, że bank nie posiada duplikatu klucza należącego do klienta. Jeśli więc najemca zgubi klucz, jedyną metodą dostania się do skrytki będzie skorzystanie z pomocy ślusarza. Koszty tej operacji oczywiście pokryje nieostrożny klient najlepsze oprocentowanie: Dostęp do skrytki bankowej ma nie tylko najemcaPanuje powszechne przekonanie, że skrytka idealnie nadaje się do ukrywania składników majątku przed różnymi służbami czy np. komornikiem. To nieprawda. Bank ma obowiązek udostępnić prywatny sejf służbom prowadzącym postępowanie karne przeciwko najemcy – może to być policja, prokuratura, CBA, ABW, ale też Straż z zawartością skrytki zapozna się komornik działający na podstawie sądowego tytułu egzekucyjnego. Bank może też zablokować klientowi dostęp do sejfu, jeśli wpłynie do niego stosowane pismo z sądu, prokuratury lub Generalnego Inspektoratu Kontroli sam bank ma prawo zajrzeć do skrytki klienta? Tak, ale wyłącznie w sytuacji, gdy minie termin obowiązywania umowy, a najemca nie opłaci przedłużenia okresu wynajmu. Wówczas bank najpierw prosi klienta o zwrot klucza, następnie opróżnia zawartość skrytki i deponuje ją w innym miejscu, do momentu odebrania przez byłego już zawartość skrytki jest ubezpieczona?Dokładnie określa to umowa zawarta z bankiem. Standardowo bank bierze odpowiedzialność za majątek klienta, ale tylko do kwoty równej kilkudziesięciu średnim krajowym pensjom. Dlatego w sytuacji, gdy ktoś zamierza trzymać w takim sejfie np. kilkanaście kilogramów złota, sugerowałbym wykupienie dodatkowego ubezpieczenia. Faktem jest natomiast, że skrytka to bardzo bezpieczne miejsce do przechowywania drogocennych przedmiotów – a już na pewno lepsze niż sejf umieszczony w kosztuje wynajęcie skrytki bankowej?Stawki, jakich życzą sobie polskie banki, są bardzo zbliżone. Ostateczna cena wynajmu zależy od wielkości skrytki oraz od okresu obowiązywania umowy. W naszym kraju standardem jest, że klienci opłacają usługę za cały rok z przykładowe ceny obowiązujące w polskich bankach, które oferują wynajem prywatnych skrytek:PKO BP – za wynajęcie kasetki lub nieco większej skrytki trzeba zapłacić od 350 złotych BNP Paribas – miesięczny koszt wynajęcia małej skrytki (do 13x24x36 cm) wynosi 30 złotych (360 złotych rocznie), a większej (powyżej 13x24x36 cm) 50 złotych (600 złotych rocznie).ABS Bank (bank w Andrychowie) – mniejsza skrytka (10x20x43 cm) kosztuje 250 złotych rocznie, większa (20x40x43 cm) już 350 złotych – stawki zaczynają się ok 400 złotych rocznie i są uzależnione od wielkości skrytki oraz indywidualnie Spółdzielczy w Krzyżanowicach – tutaj możemy wynająć mniejszą skrytkę (8x29x43 cm) za 250 złotych rocznie lub większą (16x29x43 cm) za 350 złotych bardzo niska podaż skrytek bankowych spowodowała, że na rynku pojawiły się oferty komercyjnych skarbców. W ich przypadku w grę wchodzą niestety znacznie wyższe koszty, bo np. Śląskie Sejfy wynajmą nam małą skrytkę (43x32x8 cm) za 1200 złotych netto rocznie, a większą (43x32x23 cm) za 1800 złotych netto rocznie. Osobiście wolałbym jednak trzymać naprawdę drogocenne przedmioty w nam odpowiedź na zasadnicze pytanie: czy warto? Z mojego punktu widzenia sprawa jest prosta. Jeśli w Waszym mieście którykolwiek bank oferuje wynajem skrytek i akurat jedna z nich będzie wolna, to warto ją przejąć. Jest to zdecydowanie najbezpieczniejszy sposób przechowywania bardzo wartościowych przedmiotów czy danych, które nie powinny wpaść w niepowołane ręce. Ceny wynajmu nie odstraszają, dlatego sam chętnie bym z takiej oferty skorzystał. Niestety, w moim mieście – póki co – nie ma na to któryś z moich Czytelników jest szczęściarzem i posiada skrytkę bankową? Wiedzieliście, że dostęp do skrytek jest tak mocno ograniczony i na ich wynajęcie mogą sobie pozwolić tylko nieliczni? Komentujcie!
9 października 1941 r. w łódzkim getcie popełnione zostało morderstwo. Okoliczności jak zwykle były drastyczne, a powód błahy – zatarg o zwrot pieniędzy przy grze w stossa. Mordercą był szwagier ofiary – Szlojme Bornsztajn/Bernstein. Proces oskarżonego o morderstwo Litwaka, pierwszy taki w Sądzie gettowym, zapowiedziany został na 18 grudnia 1941 r., ale jak to często bywa, termin rozprawy przesunięto na 24 grudnia, by wyznaczyć wcześniej obrońcę. Wreszcie proces ruszył i okazało się, że przewód sądowy ulegnie znacznemu skróceniu, albowiem świadkowie zabójstwa, uczestnicy hazardowej partyjki stossa, już zostali deportowani. Ustalenie stanu faktycznego nastąpiło na podstawie wyjaśnień oskarżonego. Zadał on cios ofierze klamką, noszoną stale przy sobie jako narzędzie obrony, w chwili gdy ofiara usiłowała zadać mu cios nożem. Głos zabrał dr Kitz... Po zamknięciu przewodu sądowego głos zabrał prokurator dr Kitz. Mowę tego wiedeńskiego prawnika wypada przytoczyć w całości, w takiej wersji jak ją przedstawia kronika łódzkiego getta: „Prokurator dr Kitz (z Wiednia) w swej krótkiej mowie nie żądał wyroku śmierci, lecz wyraził pogląd, że wyrok musi być adekwatny do obecnych warunków życia w getcie i do epoki, w której żyjemy. (...) w kryminalistyce rzadko byli mordercy wśród Żydów, co należy tłumaczyć ich wysokim poziomem etycznym. W swej 23-letniej karierze obrońcy wiedeńskiego świata przestępczego doświadczył tego, że wszystkie zeznania tych ludzi są charakterystyczne dla ich sposobu bycia i że zarówno wypowiedzi oskarżonego, jak i świadków są zakłamane i uzgodnione między sobą. Odbiera on więc historię o pożyczonej marynarce, w której zostało 30 marek, jako legendę. Starym zwyczajem z czasów rzymskich było, aby nie mówić źle o zmarłym. Postacie z marginesu społecznego czynią jednak odwrotnie, aby ratować tych, co przeżyli. I tak na przykład wszyscy świadkowie mówią jednym głosem, że Litwak ciągle prowokował, co według prokuratora wcale nie zostało udowodnione, choć jest on pewien, że zamordowany nie był dżentelmenem. Jako znawca ludzi adwokat czuje raczej, że w rzeczywistości było tak, że szwagier odczuwał nienawiść i zazdrość z tego powodu, że Litwak skradł cały drewniany dom i zysk wziął tylko dla siebie, zamiast podzielić się ze słynnym Sznurkiem. Odczucie to wzmacnia wypowiedź wdowy, jedynego świadka, któremu można wierzyć, gdyż jest ona w żałobie, że morderca już od dawna nosił w kieszeni klamkę. Natomiast nie zostało wcale stwierdzone, że nóż ze stołu sali sądowej rzeczywiście należał do Litwaka. Na koniec odniósł się do hasła prezesa, że mamy tu do czynienia z największą biedą i że należy oczyścić atmosferę w getcie z brudu i trzeba takie niebezpieczne elementy wyplenić z całą surowością, aby się w przyszłości nie trzeba było wstydzić, że tolerowaliśmy w tak ciężkich czasach pośród siebie takie elementy. Dlatego domaga się od Sądu najcięższej kary". Miał żonę i czwórkę dzieci Obrońca Szloma Bernsteina, adwokat Pływacka, przyznała rację prokuratorowi, że należy osoby takie jak oskarżony stawiać pod pręgierzem. Odnosząc się do materiału dowodowego, stwierdziła, że nie należy go bagatelizować. Stwierdziła, że ani ofiara, ani świadkowie, ani też oskarżony nie pochodzą z „Jockey Club", czyli z wyższych sfer, jednakże w sprawie nie chodzi o cześć oskarżonego, ale o jego czyn. Stwierdziła też, że Bernstein nie zamierzał zabić swojego szwagra, gdyż chciał od niego pieniędzy, a przecież od zmarłego by ich nie dostał. Nie było to zatem umyślne morderstwo. Oskarżony działał w afekcie i w obronie własnej, co wynikało chociażby z tego, że Litwak zupełnie przypadkowo przybył do mieszkania swego znajomego. Adwokat Pływacka wnosiła o uwzględnienie przez sąd przy wymiarze kary takiej okoliczności jak to, że oskarżony ma żonę i czwórkę dzieci na utrzymaniu. Wyrok został ogłoszony 25 grudnia 1941 r. Sąd skazał Szloma Berensteina na dwa lata więzienia oraz ciężką pracę. Jak Arsene Lupin Gettem wstrząsały brutalne zabójstwa, ale także słynne kradzieże. Jedna z nich została dokonana w sposób, którego nie powstydziłby się Arsene Lupin. A było to tak... 19 września 1941 r. stwierdzono kradzież bez precedensu w dziejach gettowej kryminalistyki. Zginęło 13 tys. marek przeznaczonych na tygodniowe wypłaty dla pracowników resortu krawieckiego przy ul. Dworskiej. Kwotę dostarczono poprzedniego dnia wieczorem i kierownik schował ją w szufladzie biurka, które zostało opieczętowane. Następnego poranka skontastował, że pieniądze zniknęły. Pierwsze podejrzenia padły na dozorcę, dwóch strażaków i członka służby porządkowej, jednak trzech z nich po dwutygodniowym areszcie zwolniono, jak również kierownika resortu Mailera i jego zastępcę Rywkina, którzy także trafili pod klucz. Poszukiwania kontynuowano do końca września. Skoro czyści jak łza byli strażnicy nocni, zaczęto rozpracowywać pracowników dziennych warsztatu. Okazało się, że jeden z nich, dozorca dzienny Dancyngier, ma kryminalną przeszłość, bo przed wojną odsiedział roczny wyrok za kradzież. Podjęto przeszukiwania mieszkań jego krewnych i to okazało się właściwym tropem. W mieszkaniu ojca tegoż dozorcy znaleziono we framudze okiennej skrytkę z główki od maszyny do szycia. Wewnątrz ukryta była kwota pieniędzy tylko o 200 mk niższa od ukradzionej. Młody Dancyngier, już osadzony w areszcie urzędu śledczego, przyznał się do winy. Okazało się, że tamtego wieczora, kiedy dostarczono pieniądze na wypłatę, pozostał w ukryciu w pokoju kierownika warsztatu i w nocy po wyłamaniu szuflady biurka zabrał je. Uciekł przez okno, choć było ono było zabezpieczone kratą zamykaną na kłódkę. Dancyngier zaopatrzył się w klucz od kłódki i po opuszczeniu pokoju wrzucił go do pokoju. Nazajutrz, gdy stawił się do pracy, korzystając z zamieszania, klucz podniósł i umieścił we właściwym miejscu, zacierając ślad ucieczki. Aresztowaniem objęto całą rodzinę Dancygiera, ale ponieważ, jak ustalono, działał on sam, a członkowie rodziny o niczym nie wiedzieli, zostali zwolnieni. Nie do wykrycia Getto doznało i tego rodzaju przestępczości, jaką jest fałszowanie pieniędzy, co tylko dowodzi tezie, że tam, gdzie pojawiają się prawne środki płatnicze, tam dochodzi do ich podrabiania lub przerabiania. Getto posiadało własne pieniądze, a fałszerze wzięli sobie za przedmiot działań dwumarkowe bony pieniężne. Jak stwierdził urząd śledczy, banknoty były bardzo dobrze podrobione, tak że rozpoznanie falsyfikatu było niezwykle trudne. Fałszerstwo wykryto tylko dzięki stwierdzeniu w kasie głównej dwóch banknotów o tej samej numeracji. Produkcja falsyfikatów na terenie getta wydawała się niemożliwa i podejrzewano ich sprowadzanie spoza getta. Niemniej także na terenie getta śledczy podjęli działania operacyjne polegające na obserwacji cynkografów i etcerów, trudniących się wytrawianiem kwasami klisz. Działania te okazały się skuteczne i ustalono, że falsyfikaty bonów pieniężnych produkuje Moszek Szymon Rauchwerger z ul. Wawelskiej. W jego mieszkaniu znaleziono wszystkie urządzenia potrzebne do produkcji falsyfikatów. Rauchwerger działał sam, sam też puszczał falsyfikaty w obieg. Z procederu osiągał zyski, bo znaleziono przy nim półtora tysiąca autentycznych banknotów. Jak zeznał, udało mu się wytworzyć i puścić w obieg około pięciu tysięcy dwumarkowych banknotów. Wraz z nim aresztowano sześć osób, które świadomie puszczały w obieg falsyfikaty. Inni zatrzymani w tej sprawie czynili to nieświadomie. Afera fałszerska spowodowała konieczność wycofania banknotów dwumarkowych z obiegu. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Sądowy finał tej afery nastąpił 14 listopada 1941 r. Wspólników Rauchwergera – małżonków Cederbaum – gettowy wymiar sprawiedliwości już nie sięgnął. Przed rozprawą zostali skierowani na roboty do Niemiec. Rauchwerger pomawiał ich o współudział w produkcji falsyfikatów, oni sami zaś twierdzili, że posłużył się nimi do puszczania falsyfikatów w obieg przez wymianę na niemieckie marki. Za fałszowanie gettowych dwumarkówek od jesieni 1940 r. do czerwca 1941 r. sąd skazał Rauchwergera na rok ciężkiego więzienia i 500 marek grzywny z zamianą na dwa miesiące więzienia. Skazany już w styczniu 1942 r. został deportowany z getta. Szantaż i 12 brylantów W marcu 1943 r. getto żyło aferą młodocianych szantażystów. Trzech chłopców z dobrych rodzin, pod wpływem powieści detektywistycznych szantażowało pewną kobietę, grożąc, że jeżeli nie odda im kosztowności, doniosą na nią do kripo. Rozprawę sądową wyznaczono na niedzielę 14 marca 1943 r. 19 lutego 1043 r. Małka Smetana zamieszkała przy Bałuckim Rynku 7 otrzymała list z groźbą donosu i próbą szantażu. „W styczniu br. mąż pani został aresztowany w resorcie przy Martosengasse 10. W trakcie aresztowania przekazał strażakowi Lessmanowi 12 brylantów, dwie monety dziesięciodolarowe i jedną monetę 10-rublową. Prócz tego wiemy o różnych interesach, które pani mąż robił po zwolnieniu z Bałuckiego Rynku. Ma więc pani przyjść w niedzielę, 21 lutego br. o godz. na róg Holz- -Scheunenstrasse z 200 dolarami w złocie i z tym listem. W przeciwnym razie powiadomimy o wszystkim kripo". Rozsądna kobieta najpierw udała się do Oddziału Specjalnego, oddała wszystkie kosztowności i pokazała list. Tam polecono jej udać się na wyznaczone miejsce z dwoma funkcjonariuszami w cywilu. O oznaczonej porze szantażyści zjawili się na miejscu, zgodnie z listowną zapowiedzią. Byli to nastolatkowie Paweł Kucharski, Aleksander Neuhaus i Aleksander Koprowski. Dwóch panów „K" schwytano na miejscu, a trzeciego Neuhausa następnego dnia rano. Finał tego szantażu nastąpił 14 marca 1943 r., kiedy to sprawcy stanęli przed sądem. Oskarżeni przyznali się do popełnienia czynu, chociaż początkowo twierdzili, że to był tylko żart. Kiedy jednak zrozumieli powagę sytuacji, stwierdzili, że pieniądze chcieli przeznaczyć na zakup odzieży. Sposób wypowiedzi wskazywał na wysoki poziom ich inteligencji oraz pochodzenie z „dobrych domów". Obrona w składzie Goldkorn, Ziegelman i Pływacka przyjęła ciekawą linię: młodzieńczy wybryk chłopców spowodowany był niekorzystnymi warunkami społecznymi, i wniosła o uniewinnienie. Sąd nie podzielił zdania obrony i skazał ich na więzienie w wymiarze dwóch miesięcy dla Neuhausa, trzech miesięcy dla Kucharskiego i sześciu tygodni dla Koprowskiego. Sąd stwierdził, że sprawcy byli umysłowo na tyle dojrzali, że zdawali sobie sprawę z konsekwencji tego żartu, dlatego muszą ponieść karę. Afera kartkowa System kartkowej reglamentacji żywności z istoty jest kryminogenny, o czym świadczyła jedna z afer, którą wykryto w getcie. 2 maja 1943 r. zapadł wyrok w sprawie afery urzędnika z Wydziału Kartek Jakuba Ratnera. Afera polegała na tym, że Jakub Ratner i jego żona dokonali przywłaszczenia 11 kart żywieniowych osób wysiedlonych i wykorzystali je poprzez wykup żywności: dwóch od 5 lutego do 29 lipca 1942 r., pięciu od 25 lutego do 19 kwietnia 1943 r., a czterech od 3 marca do 18 kwietnia 1943 r. Oskarżeni pobrali łącznie chleb dla 11, a może nawet 13 osób, a przecież on jako urzędnik korzystał ze zwiększonych racji żywnościowych. W piwnicy Ratnera znaleziono 150 kg ziemniaków już mocno przerośniętych. Proces odbył się z woli Przełożonego Starszeństwa Żydów Rumkowskiego w trybie ekstraordynaryjnym, administracyjnym, dyscyplinarnym, z tym że dochodzenie prowadziła prokuratura. Sam prezes Rumkowski zasiadł w asyście sędziego Jakobsona i oskarżyciela Liske, a sam pełnił funkcję sędziego, sędziego śledczego i przewodniczącego w jednej osobie. Rozpoczynając rozprawę, oświadczył, że tą sprawą postanowił zająć się osobiście i potraktować ją w sposób administracyjny, dyscyplinarny. Procedury nie były tu istotne ani to, że on nie był sędzią ani prawnikiem. Postępowaniu przypisywał rolę nie tyle procesu, ile rozrachunku z Ratnerem. Żądanie prezesa było początkowo jednoznaczne: kara śmierci, ale zrezygnował z tego wniosku, aby nie stwarzać precedensu. Linia obrony polegała na ukazaniu sądowi położenia Ratnera wśród ogółu ludności getta. Obrońca stwierdził, że ludność getta jest zróżnicowana i dzieli się na cztery kategorie: 1) ludzie, którzy wszystkiego mają w nadmiarze, najlepsze z najlepszych, 2) tacy, którzy z pierwszymi są w bliskich kontaktach i z tego tytułu dobrobyt tych pierwszych też im skapuje... 3) tacy, którzy nie chcą zdechnąć i rozglądają się za przydziałami, które jeśli się nie da inaczej, zdobywają nielegalnie i do tej grupy obrońca zaliczył Ratnera. Czwarta grupa ludności getta, chyba najliczniejsza, to ta, która przymierała, a nawet umierała z głodu. Nie ma litości Ostatnie słowo przed ogłoszeniem wyroku należało do przewodniczącego Starszeństwa Żydów, który powiedział, co następuje: „Biorąc na siebie obowiązki trybunału, podjąłem się niełatwego zadania. Jednak ze względu na potrzebę natychmiastowego działania poczułem się do tego zmuszony. Konieczna była ingerencja w celu unieszkodliwienia człowieka, należącego do najbardziej niebezpiecznych jednostek w getcie. Nie chodziło w tym wypadku o długotrwałą procedurę, lecz o konferencję, która miała zakończyć się wydaniem wyroku. Człowiek, który miał pracować dla dobra getta, wyrządził gettu jedynie szkody. Jego żona z nadmiaru dobrobytu prawie się utuczyła. Dla takich ludzi nie mam litości i jeśli nie musiałbym obawiać się konsekwencji i możliwych skutków tego bezprecedensowego przypadku, moja ręka nie zadrżałaby, podpisując wyrok śmierci". Sprawa zakończyła się wyrokiem skazującym Ratnera na trzy lata więzienia z jednodniową głodówką co 14 dni i karą chłosty na początku odbywania kary więzienia w wymiarze 50 kijów, choć z drugiej relacji wynika, że razy miały być zadawane Ratnerowi co miesiąc. Jego małżonka skazana została na sześć miesięcy więzienia. Ratnera deportowano z getta 24 czerwca 1943 r. Wyrok położył ponoć kres fali oburzenia, jakie ogarnęło wszystkie grupy mieszkańców getta po wykryciu afery kartkowej Ratnera. Afera kartkowa Ratnera wpisuje się w uzasadnienie teorii, że to sam system gettowy był kryminogenny. Stworzony aparat aprowizacyjny i jego system kontroli wewnętrznej popychał ludzi do dokonywania przestępstw. Autor jest łódzkim adwokatem Tam, gdzie istnieje społeczeństwo, musi istnieć prawo „Ubi societas, ibi ius" – tam, gdzie istnieje społeczeństwo, musi istnieć prawo i wymiar sprawiedliwości. Analiza bezcennego materiału, jakim jest Kronika Litzmannstadt Getto, potwierdza trafność tej sentencji. „Fiat iustitia, pereat getto" – choćby ginęło getto, żyje sprawiedliwość – to inna myśl, którą znajdujemy na kartach Kroniki. W 1940 r. w Łodzi, na Bałutach, z nakazu hitlerowskich Niemiec powstała zamknięta społeczność Żydów łódzkich, którą stopniowo uzupełniano o Żydów deportowanych do Łodzi i z okolicznych czy dalszych miejscowości ziem polskich, i ze stolic i innych miast europejskich. Warunki bytowe w getcie łódzkim i innych, ten bezmiar cierpienia, którego doznali Żydzi, jest tematem licznych opracowań. Trudno natomiast spotkać jednolite opracowanie dotyczące wymiaru sprawiedliwości funkcjonującego w gettach. A przecież władza sądownicza to jeden z czynników świadczących o odrębności danej społeczności i o tym, że jest ona zorganizowana w społeczność państwową lub quasi-państwową. Jej istnienie w getcie łódzkim świadczy o tym, że było to swego rodzaju miasto-państwo utworzone przez hitlerowców na terenie Bałut. Władzę dzierżył tu Chaim Mordechaj Rumkowski mianowany przez Niemców przełożonym Rady Starszeństwa Żydów. Sam wydawał nakazy w formie obwieszczeń i wykonywał je, a zatem miał władzę ustawodawczą i wykonawczą. Początkowo zapewne przypuszczano, że społeczność getta łódzkiego obejdzie się bez wymiaru sprawiedliwości, ale po pół roku istnienia narastające problemy z utrzymaniem porządku i niewystarczalność środków policyjnych stały się impulsem do utworzenia sądownictwa. Rumkowski powierzył zorganizowanie sądów łódzkiemu adwokatowi S. Jakobsonowi. Wzorce organizacyjne wymiaru sprawiedliwości zaczerpnięto z sądów polskich. Sąd mieścił się w budynkach przy ul. Wrześnieńskiej 20 i 22, a jego prezesem został Sz. Jakobson. Skład kadrowy sądu gwarantował wysoki poziom orzekania. We wrześniu 1940 r. sędzią sądu została H. Motyl, absolwentka UW i aplikantka sądowa. 22 listopada 1941 r. sędzią został P. Feygel – absolwent Uniwersytetu Karola w Pradze, od stycznia 1942 r. przewodniczący Wydziału Karnego oraz dr A. Dittersdorf z Wiednia i dr Josef Wilczek z Frankfurtu. Na stanowisko sekretarza protokolanta przyjęto dr. W. Ephraima z Berlina. Przed objęciem stanowiska sędziowie składali przysięgę o treści następującej: „Obejmując stanowisko sędziego (prokuratora) w Sądzie Przełożonego Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt, z czystym sercem i bez ukrytej myśli obiecuję i przysięgam Wszechmogącemu, iż w pełni poczucia obowiązku wobec Wszechmogącego i ludzi oraz Przełożonego Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt pełnić będę powierzone mi obowiązki zgodnie z nakazami sumienia i przepisami prawnymi, a przy wykonywaniu tychże, w szczególności zaś przy orzekaniu, nie będę się powodował ani przyjaźnią, ani nieprzyjaźnią, ani żadnymi innymi ubocznymi względami, tak mi Panie Boże dopomóż". Pierwsze dane z 12 stycznia 1941 r. określają dzienną liczbę kradzieży na 12, a innych wykroczeń na sześć. Łącznie w styczniu 1941 r. w getcie łódzkim stwierdzono 431 kradzieży, 29 przypadków stawiania oporu władzom i 344 innych przestępstw. Łącznie dało to niemałą liczbę 804 zatrzymanych. W marcu 1941 r. nastąpił wzrost liczby kradzieży do 415, innych czynów do 548, a przypadków oporu władzy 59, co łącznie daje liczbę 1022 przestępstw i stanowi maksymalną miesięczną liczbę przestępstw w całej historii Litzmannstadt Getto. Statystyka sądowa wykazywała tendencję malejącą i w 1943 r. roczna liczba przestępstw to 1279. —
jak zrobić skrytkę nie do wykrycia